"Propozycje o zakazie sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych i o reklamach są na etapie analiz, o które prosił premier Donald Tusk" - powiedziała na antenie Radia ZET ministra zdrowia Izabela Leszczyna.
Rozwijając temat, szefowa resortu wyjaśniła: - "Uważam, że alkohol w ogóle nie powinien być sprzedawany na stacji benzynowej. Będę przekonywała do tego kolegów i koleżanki z rządu. Skutki leczenia osób, które nadużywają alkoholu, obciążają wszystkich podatników".
Zakaz alkoholu na stacjach dzieli polityków
Od słów ministry do wdrożenia pomysłu w życie droga jeszcze daleka. Zanim jakiekolwiek działania zostaną podjęte, potrzebna jest jeszcze zgoda koalicyjnych ugrupowań: Nowej Lewicy, Polski 2050 i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Póki co, okazuje się, że Izabela Leszczyna może liczyć na poparcie premiera i nie chodzi o Donalda Tuska, co jest „oczywistą oczywistością”, lecz jego poprzednika Mateusza Morawieckiego.
Co mogło być dla wielu zaskoczeniem, szef rządu PiS poparł akurat tę inicjatywę polityków KO. Podczas konferencji prasowej w Gliwicach Morawiecki publicznie powiedział, że alkoholizm jest złem, podobnie jak wszystko, co zwiększa możliwości kupowania alkoholu. Zwłaszcza w okolicznościach, które mogą sprzyjać patologicznym zachowaniom takim, jak jazda samochodem pod wpływem.
Wypowiedzi innych polityków wskazują, że w tej materii mogą powstać zupełnie nietypowe koalicje „za” i „przeciw”, konstytuowane w poprzek istniejących podziałów partyjnych.
Przykładowo, Ryszard Petru, poseł wybrany z list „Trzeciej Drogi”, zakazu nie popiera, co argumentuje… względami ekonomicznymi. - Gdyby zniknął alkohol, to stacje nie byłyby w stanie się utrzymać (…). Na alkoholu są wysokie marże, które w znacznym stopniu utrzymują część handlu i taka jest rzeczywistość - stwierdził polityk na antenie Radia ZET.
W tym samym medium negatywne stanowisko wyraził też Krzysztof Bosak z Konfederacji: - Zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych nie jest potrzebny, absolutnie, to jakieś uszczęśliwianie ludzi na siłę - stwierdził wicemarszałek Sejmu. Z kolei poseł PiS Marcin Warchoł napisał na swoim koncie w serwisie X: „Wiecie, że uśmiechnięta Polska zakaże sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych? No to już wiecie”.
W tonie zbliżonym do Ryszarda Petru wypowiedział się też znany ekonomista Marek Zuber, którego słowa przytacza TVN24. Podnosząc argumenty ekonomiczne, społeczne i kulturowe stwierdził on: - Skoro alkohol jest naszym kraju legalny, to nie powinniśmy ograniczać jego sprzedaży. Wyjątkiem mogą być tu sytuacje nadzwyczajne, na przykład bliskość obiektów religijnych.
Zuber podkreślił, że od lat 70 procent dochodu stacji paliw pochodzi ze sprzedaży produktów innych, aniżeli paliwo, takich jak batoniki, kawa, herbata, kanapki i właśnie alkohol. Zdaniem ekonomisty wprowadzenie administracyjnego zakazu nie ograniczy spożycia alkoholu przez Polaków, ani też nie spowoduje, że mniej osób będzie jeździć pod wpływem. Każdy, kto będzie chciał zakupić trunek i się napić, i tak to zrobi. Tyle, że gdzie indziej.
Reklama
Specjaliści do spraw uzależnień: zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach to dobry pomysł
Krzysztof Brzózka, wieloletni były dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych zauważa, że około 20 procent Polaków spożywa alkohol w ilościach nadmiernych i szkodliwych, a 2 procent jest od niego uzależnionych. - Sam zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach oczywiście nie rozwiąże w całości problemu. Jednak z ponad 80 tys. punktów detalicznych zniknie 10 proc. A to jest ogromny udział - mówi Brzózka, cytowany przez tvn.24.pl.
Ekspert zauważa, że trudno jest mówić w tym przypadku o ograniczaniu wolności obywateli zważywszy, iż skutki spożycia alkoholu obciążają państwowy system opieki zdrowotnej, który jest utrzymywany z pieniędzy podatników - to zaś może stanowić większe ograniczenie swobód ogółu obywateli, niż zakaz sprzedaży trunków procentowych na stacjach.
Reklama
Zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych w innych krajach
Zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych został już wprowadzony w kilku krajach europejskich. Jak podaje tvp.info.pl, rozwiązanie to obowiązuje w Holandii, Norwegii, Szwecji i na Litwie. Z kolei w Belgi wprowadzono zakaz nocny obowiązujący od godziny 22 do 7 rano. Jeszcze dalej poszli Francuzi, gdzie obostrzenie to obejmuje godziny 18-8.
W Polsce nocną prohibicję wprowadziło w ostatnich latach wiele miast, w tym Kraków, Poznań, Wrocław, Zakopane, w Warszawie zaś trwa dyskusja na ten temat - badania sondażowe wskazują, że z zakazu ucieszyłaby się większość mieszkańców stolicy. Łącznie w całym kraju tego typu przepisy zostały w wdrożone w około 170 gminach.