Cztery miesiące – to do tej pory rekordowy czas utrzymania ciąży u kobiety w stanie śmierci mózgowej. Dokonali tego właśnie brazylijscy lekarze ze szpitala Nosso Senhora do Rocio w Capo Largo w stanie Parana. Dokładnie przez 123 dni podtrzymywali funkcje życiowe 21-letniej ciężarnej, której mózg obumarł w wyniku wylewu krwi. W związku z tym, że pacjentka była w bliźniaczej ciąży, lekarze rozpoczęli zaciekłą walkę o życie chłopca i dziewczynki. Ciało matki było stale podłączone do specjalistycznej aparatury, która zapewniała dzieciom odpowiednie ciśnienia, dotlenienie, odżywianie oraz równowagę hormonalną. Stan dzieci był pod kontrolą personelu medycznego przez 24 godziny na dobę.
Lekarze uznali, także, że bardzo ważne jest zapewnienie maluchom prawdziwych uczuć, dlatego codziennie przychodził do nich ojciec, stale ktoś do nich mówił i śpiewał im piosenki, codziennie masowano brzuch kobiety. W końcu w siódmym miesiącu ciąży za pomocą cesarskiego cięcia urodziła się maleńka Vitoria (1,4 kg) i jej braciszek o imieniu Asaph (1,3 kg).
Wielki sukces wrocławski lekarzy
W ubiegłym roku lekarze z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu pomogli przyjść na świat chłopcu, którego mama nie żyła od 17. tygodnia ciąży. To jeden z nielicznych przypadków na świecie uratowania płodu w tak wczesnym stadium ciąży.
Kobieta miała guza mózgu, który został u niej zdiagnozowany 10 lat przed zajściem w ciążę. Ze względu na ogromne ryzyko nie zdecydowała się jednak wcześniej na operację. W czasie ciąży nowotwór zaczął się gwałtownie rozrastać powodując zaburzenie krążenia, zatrzymanie oddechu i w rezultacie śmierć mózgu. Mimo to dolnośląskim lekarzom udało się utrzymać płód w ciele kobiety przez 55 dni.
Jak podkreślają specjaliści to bardzo trudne, ale nie niemożliwe zadanie. Uszkodzony mózg potrafi zaburzyć pracę innych organów, trzeba więc stale dbać o to, żeby w ciele kobiety nie spadało ciśnienie tętnicze, poziom hormonów był na odpowiednim poziomie, nie spadał poziom cukrów, bo to wszystko może negatywnie wpływać na rozwój płodu.
Reklama
Zaledwie 30 przypadków na świecie
Do tej pory medycyna zna ponad 30 podobnych przypadków (mniej niż połowę dzieci z tej grupy udało się utrzymać przy życiu). Pierwszy miał miejsce w 1993 roku w Stanach Zjednoczonych i był o tyle nietypowy, że procedurę podtrzymania dziecka przy życiu i jego poród opłacił anonimowy darczyńca, który na konto Highland Hospital przelał 200 tys. dolarów. Zmarła Trishy Marshall z Kalifornii była nieubezpieczoną narkomanką.
Ubezpieczyciel odmówił więc finansowania jakichkolwiek procedur medycznych po śmierci dziewczyny, choć działająca przy szpitalu komisja etyczna uznała, że należy podtrzymywać funkcje życiowe Marshall tak długo, jak to możliwe, żeby dziecko miało zdolność samodzielnego życia. Zrozpaczony partner Marshall publicznie zwrócił się do ludzi dobrej woli z prośbą o pomoc finansową. Na jego apel błyskawicznie odpowiedział hojny darczyńca.
Druga najgłośniejsza i jednocześnie wywołująca najwięcej kontrowersji sprawa miała miejsce w Irlandii. Tu też toczyła się publiczna gorąca dyskusja, jednak nie na temat tego kto ma zapłacić za procedury medyczne, ale o tym, czy można ciało zmarłej matki traktować jak żywy inkubator i czyje prawo jest ważniejsze – matki do godnej śmierci czy dziecka do przeżycia.
Sprawa dotyczyła Irlandki, która zmarła wskutek zakrzepu mózgu w 16. tygodniu ciąży. Lekarze zdecydowali, że ze względu na ciążę nie odłączą kobiety od aparatury podtrzymującej jej funkcje życiowe. Rodzina kobiety zażądała jednak uszanowania jej śmierci. Medycy w obawie przed oskarżeniami o dokonanie aborcji, upierali się przy swojej decyzji. Sprawa ostatecznie zakończyła się w sądzie po myśli rodziny. Przesłuchiwani lekarze przyznali jednak wcześniej, że dziecko nie ma szans na przeżycie, ze względu na postępujący rozkład ciała. Nie wiadomo, jaka byłaby decyzja sądu, gdyby obstawali przy swojej pierwotnej decyzji.